Nie jest tajemnicą, a wiedzą to najlepsi ceramicy w Polsce, że najlepsza glina, pochodzi z terenów Gór Świętokrzyskich. To tutaj, na rozległym obszarze sięgającym od Kielc, przez Ostrowiec Świętokrzyski, aż po Iłżę, już w IV wieku, zaczęły powstawać pierwsze gliniane garnki wypalane w piecach ziemnych. Ziemia, zbyt słaba pod uprawy rolne, ale za to bogata w glinę, stała się przyczynkiem do założenia pierwszych w Polsce, wyspecjalizowanych warsztatów ceramicznych.
Poznając świętokrzyskie tereny i coraz głębiej wnikając w miejscowy, garncarski fach, odkryłam wspaniałe wyroby, które wytwarzano tutaj na przestrzeni wieków.
Denków, niegdyś niewielka osada, obecnie jedna z dzielnic Ostrowca Świętokrzyskiego, już w 1708 roku posiadała rzemieślniczy cech garncarzy, któremu pełne przywileje nadał hrabia Józef Lubomirski, ówczesny właściciel osady. Wyroby fajansowych naczyń, kafli i ozdobnych figurek docenił, zaledwie trzydzieści lat później, także król August III. Przy jego wsparciu, miejscowi garncarze otrzymali przywileje pozwalające na eksportowanie najlepszych naczyń za granicę. Dzięki szerokim kontaktom króla, tradycje i style denkowskich fasonów i dekoracji poznano w Rosji i w Niemczech.
Denków i sąsiadujące z nim Kąty Denkowskie, zyskiwały coraz wyższą rangę i znaczenie wśród garncarzy w Europie. Tajemnice produkcji, zdobienia i wypalania naczyń zaczęto przekazywać z pokolenia na pokolenie – od dziadka i ojca na syna i wnuka, od babki i matki na córki i wnuczki. Takie początki miały całe garncarskie rody. Aż do drugiej wojny światowej, ceramika artystyczna na tych terenach, była dla wielu rodzin jedynym źródłem utrzymania i ponoć mieszkało tutaj sześćdziesięciu garncarzy posiadających swoje własne, przydomowe warsztaty wraz z polowymi piecami do wypałów.
Powojenna rzeczywistość osłabiła jednak tak profesjonalnie i prężnie od wieków funkcjonujące rzemiosło i ostatecznie w zawodzie pozostali najwytrwalsi, którzy jeszcze ambitniej postanowili rozszerzyć asortyment swoich glinianych produktów. Dotychczas najlepiej sprzedawaną ceramiką była ta czysto użytkowa, kuchenna, prosta, pasowo i delikatnie zdobiona. Ale gdy nadszedł czas zmian i rozwoju, zaczęto wytwarzać ozdobne dwojaczki, flakoniki, kafle do budowy pieców, malowane angobą talerze do zawieszania na ścianach, małe figurki zwierząt i słynne po dzień dzisiejszy świątki ludowe.
Region pięknych Gór Świętokrzyskich stał się kolebką przepięknej, ludowej ceramiki artystycznej, przynoszącej coraz większe dochody, a najzdolniejsi mistrzowie swoje prace wystawiali na kiermaszach, jarmarkach i w galeriach.
Jednym z tych właśnie najwytrwalszych pasjonatów gliny, który zakochał się w pracy z czterema żywiołami, był mieszkaniec Kątów Denkowskich Lech Połetek.
W jego rodzinie ceramika obecna była od pokoleń. Najpierw lepił dziadek Mikołaj, który przekazał warsztat swojemu synowi Henrykowi, aby ten w arkana ceramicznej alchemii mógł wprowadzić swojego syna Lecha.
Czternastoletni wówczas chłopiec, zaczął poważnie myśleć o swoim przyszłym rękodzielniczym zawodzie artysty ceramika. Glina zbierana z okolicznych pól, dawała nieograniczone możliwości eksperymentowania i nauki, odpowiednio wyposażony w narzędzia i piec polowy warsztat, pozwalał na tworzenie prac na sprzedaż, a napędzane nogą koło garncarskie, pomagało uzyskać w krótkim czasie całe serie równych, estetycznych naczyń: szerokich mis, smukłych kufli, aż po fikuśne dzbany. Dzięki zdolnościom manualnym, cierpliwości i rozwiniętej wyobraźni, Lech lepił również figurki zwierząt i ludzi. Ceramika ludowa stała się najpierw jego pasją, a później zawodem, który uprawiał aż przez czterdzieści lat swojego życia.
W latach osiemdziesiątych Lech Połetek współpracował ze Spółdzielnią Rękodzieła Ludowego „Chałupnik” w Iłży. Tam wystawiał i sprzedawał swoje prace. Rok 2000 przyniósł rodzinie Połetków zmiany, bowiem dzięki organizowanym na terenie Polski wielu kiermaszom, turniejom rycerskim i spotkaniom rękodzielników, wraz z Lechem zaczęła podróżować jego rodzina, żona Barbara i mała wówczas córka, Kamila.
Spotkania rzemieślników, zwłaszcza turnieje rycerskie pod Byczyną, wpisały się na stałe w plany wyjazdowe z ceramiką i zapoczątkowały współpracę Lecha z wieloma rekonstruktorami, dla których wykonywał naczynia stylizowane na te z konkretnych epok.
Praca w glinie, doglądanie pieca polowego, do którego należało nieustająco przez 10 godzin podkładać drewno i finalnie sprzedaż wyrobów, to była wielka pasja Lecha. Wytrwale wspierały go w niej żona i córka, aż do jego niespodziewanej śmierci w 2022 roku.
Do pań Barbary i Kamili nadal mieszkających w Kątach Denkowskich, dotarłam dzięki wskazówkom miłego, nieznanego pana z Denkowa, gdzie na ul. Garncarskiej pozowałam do pamiątkowego zdjęcia. Obie otworzyły przede mną nie tylko furtkę i drzwi swojego domu, ale również swoje serca, obdarowując mnie historiami o Lechu i jego pracy twórczej oraz naczyniami, jakie po sobie zostawił.
Za wszystkie informacje bardzo dziękuję Barbarze i Kamili Połetek, które pozwoliły mi napisać te kilka słów o słynnym garncarzu Lechu Połetku.
Zdjęcia: Dorota i Marek Łasisz
Wszystkie zdjęcia przedstawiają prace Lecha Połetka ze zbiorów rodzinnych.
About the author

Dorota Łasisz
Ceramiczka, prowadzi warsztaty, plenery, organizuje wystawy, realizuje projekty ceramiczne.
Od wielu lat zakochana w Ameryce Łacińskiej i ceramice, którą tam spotyka.
Członek Związku Ceramików Polskich.
Aktywnie promuje ceramikę na swoim profilu:
Mimbres - Pracownia Ceramiki